Już od dawna wystawy sklepowe kusiły nas kolorowymi zajączkami, kurczaczkami i barankami, ale w ostatnim tygodniu ludziska jak za łeb za szyje kupują niemalże wszystko, co im wpadnie w ręce. Pomijając szał zakupów wszelkiego typu. Podzielę się swoimi refleksjami na temat świąt wielkanocnych, jakie miałam okazję obchodzić w Czechach.
Dziwnym zbiegiem okoliczności znalazłam się w grupce osób, które pewnego dnia, o pewnej porze roku wyjechało na studia w ramach programu Erasmus. Mój angielski jest tak powalający, że z rozkoszą klękają narody, ale jakoś dałam radę się dogadać.
Okres przedświąteczny u naszych sąsiadów za Sudetami jest prawie nieodczuwalny. Miła odskocznia od tego, co co roku przeżywa większość polskich rodzin - pieczenie ciast, sprzątanie - to akurat jest potrzebne ;),